Teren pomiędzy Radością, Falenicą i Góraszką nie jest bowiem szczególnie trudny pod względem biegowym. Obfituje natomiast w wiele dziwnych niespodzianek, takich jak zabudowania w środku lasu (ogrodzone płotami i nierzadko strzeżone przez groźne psy), stanowiska roślin chronionych czy tereny podmokłe. A teren ten wybrano dla najważniejszej w roku imprezy głównie ze względów marketingowych. Bliskość centrum Warszawy pozwalała mieć nadzieję na obecność wśród nas sporej liczby VIP - ów oraz zauważenie zawodów przez telewizję (cztery emisje migawek - łącznie 3 min, 10 sek.).
Specjalnie na te zawody Kol. Lech Trzpil przygotował nowe mapy „Aleksandrów 2" i ,,Zbójna Góra 2”, które starannie wydrukował 22 Wojskowy Ośrodek Topograficzno-Kartograficzny w Komorowie. Na tych, na pierwszy rzut oka prostych, mapach Kol. Siergiej Jaraszenko przygotował trasy, sprawiające zawodnikom sporo trudności. Zwłaszcza pierwszego dnia, w paśmie UKF, zawodnicy musieli dać z siebie wszystko, aby przybyć na metę w rozsądnym czasie. Drugiego dnia było nieco łatwiej, bo i pasmo KF jest trochę łatwiejsze w takim terenie, i temperatura spadła o jakieś pięć kresek.
Metę zawodów zlokalizowaliśmy na prywatnym lotnisku w Góraszce - własności pana Zbigniewa Niemczykiego - prezydenta „Curtis Group" i szefa Business Center Club. On sam zasponsorawał część wyposażenia mety, a i osobiście przyglądał się walce na trasie ze swego prywatnego samolotu latając kilkaset metrów nad zawodnikami. I właśnie ten samolot, a raczej nieposkromiona ciekawość naszych zawodników, były przyczyną, drobnego incydentu, który na szczęście udało się nam załagodzić. A wystarczyło tylko zapyta wcześniej o zgodę ... Trzeba pamiętać, że gdziekolwiek byśmy nie byli, pewne zachowania po prostu nie przystoją.
Na mecie oprócz nas pojawiła się grupa miejscowej młodzieży. Dopingowali zawodników tak, jak umieli - a kto miał ich wcześniej nauczyć kultury dopingu ? Ważne jednak, że zachwycili się naszą dyscypliną i może coś z tego wyrośnie. A tak na marginesie to stosunek mieszkańców Warszawy do zawodów był generalnie bardzo życzliwy. Naprawdę niewielu osobom przeszkadzaliśmy - i to dobrze.
Niedziela zapisała się w pamięci wielu z nas jako kolejna walna ceremonia. Nasz sztandar doczekał się nareszcie wbicia brakującego „prezydenckiego" gwoździa (a w imieniu Prezydenta RP wbił go podsekretarz stanu marek Dukaczewski); na szyi prezesa Zdzisława Strzemiecznego zawisł Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a sędzia główny Mistrzostw Tomek Deptulski otrzymał medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju". Były oczywiście medale Mistrzów Polski, puchary dla najlepszych drużyn oraz drobne nagrody rzeczowe na miarę możliwości naszych sponsorów. Tym mocnym akcentem zakończyliśmy obchody dziesięciolecia powstania PZRS.
Wcześniej jeszcze był sobotni grill, oraz nocne Polaków rozmowy. Wynikało z nich jednoznacznie, że zawody udały nam się tak pod względem sportowym, jak i organizacyjno-propagandowym. A do gościnnego „Jazz-Polu'' na pewno jeszcze nie raz powrócimy. I tak trzymać !
|